Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

patrzących na nieznajomą i nazywających ją włóczęgą, i wymówiły jéj gościnność.
Małgorzata wyruszyła daléj — miłosierna wieśniaczka na pożegnanie wetknęła jéj kawałek chleba, i tém żyła przez dni kilka, przebijając drewnem dziury w lodzie i gasząc palące pragnienie niesmaczną, mętną wodą.
Chłodne noce przepędzała w ochronnych miejscach lasu, albo skoro dalekie naszczekiwanie psa zapowiadało jéj blizkość wioski, pod przyczółkami chat i szop.
Tak błąkając się, gnana niewymownym wewnętrznym niepokojem, dążyła do niepewnego celu, i ani wiedząc ani poznając, po wielu dniach wędrówki w koło, zawsze przybywała do miejsca, z którego wyszła — do zamku księcia przy zwierzyńcu — postradała siły — z wyrazem boleści na bladéj twarzy, bez pomocy i cierpieniami pokonana, padła na kolana — a potém runęła pod ciężarem boleści.
Było to w zimnéj styczniowéj nocy, — — wiatr wył po szczytach drzew, a potém gwiżdżąc obijał się o zamek, albo o domek grabarza na poblizkim Maryjskim cmentarzu, — połamane gałęzie trzeszcząc spadały na ziemię, niosąc z sobą przez powietrze chmurę śniegu, a około północy, ten wiatr burzliwy przemienił się w huragan, który wściekle tamtędy przebiegał, drzewa wyrywał z korzeni i zdzierał części dachów. Po niebie gnały ciemno-siwe chmury i gdzie niegdzie ze straszliwą gwałtownością sypały śniegiem i szronem! Słowem burza ryczała tak groźnie, iż zdawało się, że się świat zapadnie!
Na przedmieściach i w odosobnionych domach błyszczały światełka, — przelękli mieszkańcy, taką niepogodą ze snu przebudzeni, zasyłali modlitwy do Nieba — to też i grabarz leżącego przy zwierzyńcu cmentarza zapalił świecę, a pragnąc podczas tego uraganu nieść wszelką pomoc potrzebującym, pozdejmował okienice swojego domku i poukładał je na grobach. Zbudził swoich robotników i modlił się pospołu z nimi.
Wtedy jakaś pochylona kobieta przywlekła się z głę-