Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyjemnie znajdować się w waszém towarzystwie! Marcinie, pojedziesz za nami zamkniętym powozem, na dworze burza, a jeżeli niebo pozwoli, że znajdę moje dziecię, chciałbym je tu przywieźć dobrze na noc opatrzone!
Nadchodziła godzina dziesiąta, gdy panowie zeszli na dół i wsiedli na stojące już przededrzwiami konie. Wiatr ciskał na nich płatami śniegu, więc jechali mocno otuleni płaszczami, a Marcin w niejakiém oddaleniu podążał za nimi zamkniętym powozem, i przebyli ulice oraz plac targowy, na których jeszcze panował ruch i życie.
Gdy przejeżdżali obok królewskiego zamku, Eberhard postrzegł owiniętego płaszczem oficera, który podawał skulonemu pod murem starcowi kilka sztuk pieniędzy, z trudnością powstrzymując konia.
— Do pioruna! zawołał Wildenbruch: — patrz-no Justus, to wasz niebieski huzar?
— Prawda, widać to po jego zalotnéj czapce niedźwiedziéj, która przy dzisiejszym zimnie wcale nie jest do pogardzenia.
Bardzo młody oficer, na którego ładnéj twarzy niewidać było jeszcze żadnego zarostu, teraz postrzegł także trzech do niego zbliżających się jeźdźców. Miał on na sobie ciemny wojskowy płaszcz wyszukanie cienki, który mu po obu stronach konia spadał aż do kosztownych srebrnych strzemion.
— Witam panów moich! zawołał po francuzku, i nie wielkiego ale pięknie zbudowanego konia ku zbliżającym się skierował: dokąd to o tak późnéj godzinie?
— Pan porucznik Ol... — pan hrabia de Monte Vero! przedstawił Justus.
— Nakoniec dostąpiłem zaszczytu zbliżenia się do pana, mości hrabio! — Od dawna już pragnąłem tego!
— Mnie się zdaje, że pana już gdzieś widziałem, że głos pański słyszałem, panie poruczniku, albo może mnie myli szczczególne podobieństwo?