Przejdź do zawartości

Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

najmniejsza cię drżączka opadnie: biada ci natenczas, boś się oszukał.
Franciszek pomieszany. Jeżeli w chwili konania najmniejsza mię drżączka opadnie?
Mozer. Widziałem wielu podobnych nędzników, co prawdzie olbrzyma czoło stawiali; ale w chwili śmierci złudzenie nawet ulata. Stanę przy łożu twojem, kiedy umierać będziesz, bobym chciał widzieć tyrana konającego — stanę i wzrokiem nie wzruszonem oko twe pochwycę, gdy lekarz zimnej, spotniałej ręki twej dotknie i za uciekającym pulsem goniąc zaledwie go odszuka, i spojrzy i tem strasznem wzruszeniem ramion zawoła do ciebie: ludzka pomoc daremna! Strzeż się natenczas, o strzeż się, żebyś jak Ryszard albo Neron nie wyglądał!
Franciszek. Nie, nie!
Mozer. I to nie natenczas w wyjące tak się przemieni. Wewnętrzny trybunał, którego nigdy wątpliwem mędrkowaniem przekupić nie zdołasz, obudzi się wówczas i wyda sąd na ciebie. Ale to obudzenie będzie obudzeniem żywo pogrzebionego w żywocie cmentarza; gorzkiem uczuciem samobójcy, co cios śmiertelny zadał i już żałuje; błyskawicą, co północ twojego życia rozpłomieni; jednem otworzeniem oczu — a jeżeli i wtenczas mocno się postawisz: toś wygrał.
Franciszek niespokojnie przechadzając się. Popie brednie, popie brednie!