Przejdź do zawartości

Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakto Johnny — Dick zawołał — wracasz do łóżka?
— Wracam! — odrzekł stanowczo.
— Czemu?
— Chory jestem.
— Na co?
— Na febrę, gorączkę, odmróżki, reumatyzm — odpowiadał, znikając w głębi alkowy, a po chwili z ciemności i z pod kołdry dodał:
— Mam także żółtaczkę.
Zapanowało milczenie. Goście spoglądali jeden na drugiego, to znów patrzyli na płonący na kominie ogień. Pomimo rozweselającego na stole częstunku, zdawali się wpadać w poprzednią apatyę. Wtém z kuchni doszedł przestraszony, pokorny, lecz nieco podniesiony głos gospodarza domu.
— Zapewne! Nieinaczéj! Masz najzupełniejszą słuszność: opilce to, hultaje, nicponie! A ten Dick Bullen najgorszy ze wszystkich! Właśniebym naprowadził tę zgraję do domu, gdzie choroba i brak zapasów! Mówiłem, przedstawiałem: „bój się Boga Bullen! zwaryowałeś chyba! Staples! daj pokój niewczesnym żartom, u mnie dziecko chore leży“. Poradź tu na upór. Postanowili przyjść, przyszli, gwałtem się wdarli...
Wybuch homerycznego śmiechu przerwał dalsze uniewinniania się „starego“. Czy słyszano śmiech ten w kuchni, czy jakiś energiczniejszy zamach rozgniewanéj małżonki spowodował wypadek, dość że się drzwi od kuchni otwarły z łoskotem i „stary“ z impetem wpadł do izby. Po chwili spoglądał na gości z uprzejmym uśmiechem.
— Moja żona właśnie zmuszoną jest oddalić się z domu, zaproszona do mistres MacFaden — ekskuzował się z przymuszoną spokojnością, siadając z brzegu.
Wypadek ten rozweselił gości. Zbyteczném byłoby szczegółowe śledzenie za zabawą. Pobłażliwy czytelnik zadowolni się zapewnieniem, że co do toku rozmowy, podniosłości intelektualnéj, wykwintności kilku retorycznych zwrotów, towarzystwo nie różniło się wcale od podobnych męskich zebrań na bardziéj ucywilizowanéj półkuli świata. Owszem, przyznać należy, że wieczoru tego, w zapadłéj kalifornijskiéj osadzie, nie stłuczono ani jednéj butelki, i zapewne z powodu szczupłości zapasów, nie na stół i podłogę wylewano trunki. Zabawa szła zwykłym trybem do północy.
— Pst! — zawołał Dick Bullen, wznosząc rękę.
Z alkowy wychodziło wołanie Johnny — Papo!
„Stary“ porwał się z miejsca mówiąc „z przeproszeniem“. Po chwili wrócił.