Przejdź do zawartości

Strona:PL Feval - Garbus.djvu/766

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przez otwarte drzwi sąsiedniego pokoju słychać było kroki przechadzającej się warty. Ostatnie widzenie nie miało więc świadków. Gdy Lagarder szedł ku Aurorze, ona, wciąż sztywna, jakby skamieniała, wstała podeszła naprzeciw niemu kilka kroków, ucałowała jego skrępowane ręce i dała mu swe marmurowo-białe czoło do pocałowania. Lagarder przyłożył usta do jej skroni w milczeniu. Oczy Aurory poszukały matki, która płakała na uboczu i wówczas obfite łzy popłynęły i jej na policzki.
— Henryku! Henryku! — jęknęła z bezgraniczną rozpaczą. — Takżeż to musieliśmy się spotkać z sobą!
Lagarder patrzył na nią tak, jak gdyby chciał całą swoją miłość i całą bezmierną troskliwość, której oddał ośmnaście lat swego życia, zamknąć w tem ostatniem spojrzeniu.
— Nigdy jeszcze nie wydałaś mi się tak piękną, Auroro — szepnął — i nigdy głos twój tak słodko nie przenikał mego serca, jak w tej chwili. Dzięki ci, żeś przyszła! Godziny, moje w więzieniu nie wydały mi się zbyt długie, napełniłaś je wszystkie sobą: słodkie, drogie wspomnienia o tobie rozjaśniały mi ciemnicę. Dziękuję, żeś przyszła, dziękuję, aniele ukochany! I pani dziękuję — dodał zwracając się do księżnej — przedewszystkiem tobie, pani, żeś nie odmówiła mojej ostatniej prośbie.
— Odmówić tobie! — oburzyła się Aurora z zapalczywością.
Ze wzburzonej dumnym gniewem twarzy