Przejdź do zawartości

Strona:PL Feval - Garbus.djvu/618

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go powietrza i rozmawiając, zdaje mi się o nieśmiertelności duszy. Kanoca był stoikiem, robiącym tylko ustępstwo dla wina i kobiet. Pożegnał się ze mną przy świetle księżyca, świeży zdrowy, wesoły. Zdaje mi się, że widzę go wsiadającego do karety. Rozumie się, że wolny był nieprawdaż? Wolny, to jest mógł tam iść gdzie mu się podobało: na bal, czy na kolacyę, w Italii też to można, na jaką miłosną schadzkę, ale mógł był i zostać....
Gonzaga wypił resztę szampana ze szklanki.
Wszyscy patrzyli nań pytająco.
— Hrabia Kanoca, mój kuzyn — kończył książę, — skorzystał z tej ostatniej wolności; został.
Między słuchaczami powstał lekki szmer.
Chaverny ściskał konwulsyjnie szklankę w, ręku i potórzył, jak echo:
— Został....!
Wówczas Gonzaga wyjął z koszyka z owocami brzoskwinię, rzucił ją markizowi na kolana i zawołał:
— Badaj Italię, kuzynie!
Lecz zarazem potem dodał:
Chaverny jest za bardzo pijany, aby mnie zrozumieć. I może to lepiej. Badajcie, panowie Italię.
Mówiąc, rzucał wszystkim dokoła brzoskwinie. Gdy już każdy miał po jednej, rzekł jakimś szorstkim i suchym tonem:
— Acha! Zapomniałem wam wspomnieć o jeszcze jednej okoliczności, że krabia Hannibal Kanoca, mój kuzyn, zanim mnie opuścił,