Strona:PL Feval - Garbus.djvu/464

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, to pan — odrzekł Gonzaga, zgrzytając zębami. — Nie zapomniałem. Dlaczego mi to przypominasz?
— Panie Gonzaga, po raz pierwszy w życiu stoimy tak naprzeciw siebie — mówił wolno Henryk Lagarder — i nie po raz ostatni. Dotychczas miałem tylko podejrzenia, teraz mam już pewność. Ty jesteś zabójcą Neversa!
Gonzaga wybuchnął konwulsyjnym śmiechem.
— Ja jestem książę Gonzaga — rzekł cichym głosem, ale z podniesioną głową — dosyć mam milinów, aby przekupić wszystką na świecie sprawiedliwość, a regent patrzy mojemi oczami. Panu zaś zostaje jeden tylko środek — szpada. Wyzywam cię, zaczynaj!
Mówiąc to Gonzaga, rzucił zwrokiem na stających w pobliżu żołnierzy.
— Panie Gonzaga — odpowiedział Lagarder — twoja godzina jeszcze nie wybiła. Ja sam wybiorę miejsce i czas. Kiedyś powiedziałem ci: “Jeżeli nie przyjdziesz sam do Lagardera, Lagarder przyjdzie do ciebie”. Tyś nie przyszedł, więc jestem. Bóg sprawiedliwy i Filip Nevers będzie pomszczony.
Puścił w końcu rękę Gonzagi. Ów cofnął się parę kroków.
— Pani — rzekł — jestem na rozkazy.
Lagarder zwrócił się znowu do księżny z pełnym szacunku ukłonem.
Księżna podeszła do męża i szepnęła mu do ucha:
— Jeżeli pan cokolwiek przedsięweźmie