Przejdź do zawartości

Strona:PL Feval - Garbus.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

versa, będą mieli za co zakupić mszę na intencyę nieboszczyków.
Wszedł p. Pejrol.
Paspoal pierwszy zdjął swą wełnianą czapę z niskim ukłonem; inni poszli za jego przykładem.
Pejrol przyniósł pod pachą duży worek pieniędzy. Rzucił go z brzękiem na stół.
— Macie tu, zuchy, oto wasz żer! — zawołał.
A potem, zliczywszy ich wzrokiem:
— Brawo, jesteśmy w komplecie! — rzekł. — Chcę wam powiedzieć w kilku słowach, jaką macie robotę.
— Słuchamy, mój dobry panie Pejrol — odezwał się Kokardas, opierając się obydwoma łokciami na stole. — A więc!
Inni powtórzyli:
— Słuchamy.
Pejrol przybrał pozę mówcy.
— Dziś wieczorem — rzekł — koło godziny ósmej, będzie przejeżdżał przez tę drogę, którą tu widzicie, tuż pod oknem, pewien człowiek. Gdy minie fosę, przywiąże konia do jednego ze słupów mostu. Patrzcie tam pod mostem, czy widzicie okienicę założoną dębowa belką?
— Doskonale, mój dobry panie Pejrol — odrzekł Kokardas. — Nie bój się! Nie jesteśmy ślepi.
— Ten człowiek zbliży się do okna...