Przejdź do zawartości

Strona:PL Feval - Garbus.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Moja kochana — rzekła — wiedz, że niema tu ani trochę gitanity, nigdy nie było gitanity, to złudzenie kłamstwo, sen! Jesteśmy szlachetną córką księżnej — ni mniej ni więcej.
— Ty? — zapytała zdumiona Aurora.
— No, a któż — odparła dona Kruz — chyba, że ty? Widzisz, najdroższa, Cyganie zawsze tak robią: wdzierają się do pałacu przez rurę od komina gdy ogień jest zagaszony; zabierają wszystkie cenne przedmioty nie zapominając nigdy o kołysce, w której śpi młoda dziedziczka. Ja jestem właśnie taką dziedziczka, wykradzioną przez Cyganów... najbogatszą dziedziczką w Europie, o ile słyszałam.
Nie można było wiedzieć, czy piękna Hisz panka żartowała, czy mówiła na seryo. Może sama tego nie wiedziała. Żywość mowy pokryła ślicznym rumieńcem jej smagłą twarzyczkę. Oczy czarne jak węgiel, błyszczały sprytem i zuchwałością.
Aurora słuchała to ze zdumieniem. Anielska twarzyczka tej wytwornej panny wyrażała naiwną wiarę i szczerą radość ze szczęścia młodej przyjaciółki.
— Cudownie! — zawołała. — I jak się nazywasz, Floro?
Dona Kruz rozłożyła szeroko fałdy sukienki, wymawiając uroczyście:
— Panna Nevers.
— Nevers! — zawołała Aurora. — Jedne z najwspanialszych imion Francyi!