Przejdź do zawartości

Strona:PL Feval - Garbus.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

moje. Ja byłam przyczyną jego niedoli, ja złamałam mu życie. Ten człowiek tak piękny jeszcze niedawno, taki szczęśliwy i świetny, teraz ukrywał się, jak złoczyńca. Oddał mi swoje całe życie. Dlaczego?
— Ojczulku — rzekłam — ojczulku drogi, zostaw mnie tutaj i uciekaj, błagam cię.
Położył mi rękę na ustach.
— Dziecko kochane! — wyszeptał. — Jeżeli mnie zabiją, będę zmuszony opuścić ciebie, ale mnie jeszcze nie^mają w swej mocy. Wstań!
Uczyniłam wysiłek, aby go usłuchać, byłam bardzo osłabiona.
Później dowiedziałam się, że mój ukochany Henryk, niósł mnie wpół żywą na rękach przez całą drogę z Pampeluny, aż do tego odległego domku i wstąpił do oberży, aby odpocząć. Dano mu tu pokój.
Zaledwie Henryk upadający ze znużenia położył się na wiązce słomy, rozłożonej na ziemi, nagle usłyszał tentent kopyt końskich. Konie zatrzymały się przed oberżą. Henryk zrozumiał odrazu, że sen i odpoczynek musi odłożyć na kiedyindziej; otworzył więc cichutkoo drzwi i zeszedł z kilku schodów.
Na dole rozmawiano. Obdarty gospodarz mówił;
— Jestem szlachcicem i nie wydam moich gości.
Henryk usłyszał dźwięk rzuconego na stół złota. Szlachcic — gospodarz miał już zamknięto usta.