Przejdź do zawartości

Strona:PL Feval - Garbus.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nosząc oczu. — Och, ja byłam tak często oszukiwaną, ale jeżeli niema tu nikogo, aby mnie bronił, obronię się sama. Moja córka musi mieć przy sobie dowody swego urodzenia.
— Jakie dowody — — zapytał Lamoignon.
— Dowody wskazane przez samego księcia Gonzagę, kartka wydarta z rejestru kaplicy Kajlusów. Wyrwane moją własną ręką, panowie! — dodała prostując się.
— Oto czego chciałem się dowiedzieć — pomyślał Gonzaga. — Ten dowód córka twoja będzie miała, pani — rzekł głośno.
— A więc go nie ma? — zawołała Aurora.
Na ten wykrzyknik między zebranemi powstał przeciągły szmer.
— Zabierzcie mnie, zabierzcie mnie stąd! — szeptała ze łzami dona Kruz.
Coś zadrgało w głębi serca księżnej, gdy usłyszała rozpaczliwy głos biednej dziewczyny.
— Boże mój — rzekła wznosząc ręce ku niebu, — Boże mój, natchnij mnie, Byłoby to straszne nieszczęście i wielka zbrodnia odepchnąć własne dziecko. Boże, błagam cię w mej nędzy odpowiedz mi, odpowiedz mi!
Wtem twarz jej zajaśniała, a cała postać gwałtownie zadrżała.
Zapytywała Boga. Jakiś szmer, którego oprócz niej nikt nie usłyszał, jakiś głos tajemniczy, jakby w odpowiedzi na jej błaganie wymówił za kotarą słowo dewizy Neversa.
— Jestem!
Księżna oparła się o ramię kardynała, aby nie upaść w tył.
Nie śmiała się obrócić.