Przejdź do zawartości

Strona:PL Feval - Garbus.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Robert, sądząc się podobnie, rzekł do siebie na stronie:
— Ja przynamjniej nie wzbudzam w ludziach litości!
I prostowali się z dumą, do kroćset!
Jakiś lokaj o minie dumnej i impertynenckiej ukazał się na progu sieni. Obaj zbirowie pomyśleli równocześnie.
— Ten biedak tu nie wejdzie!
Robert wysunął się pierwszy.
— Czego chcesz? — zapytał lokaj.
— Przychodzę tu kupować, błaźnie! — odrzekł Robert, prosty jak drąg i z ręką na szpadzie.
— Co kupować?
— To, co mi się spodoba. Przypatrz mi się! Jestem przyjacielem, twego pana i człowiekiem bogatym, do licha!
Schwycił lokaja za ucho, zakręcił nim i prostując się dumnie, dodał:
— To przecież widać, u dyabła!
Lokaj zakręcony znalazł się przed Bertran dem, który grzecznie uchylił przed nim kapelusza:
— Mój przyjacielu — rzekł poufnym tonem — jestem przyjacielem księcia 1 przychodzę dla spraw... finansowych.
Lokaj jeszcze oszołomiony, pozwolił mu przejść.
Robert był już w pierwszej sali, rzucając na prawo i na lewo pogardliwe spojrzenia.