Strona:PL Feval - Żebrak murzyn.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chodu jego nie zdradzał; postępował zwolna po trawniku, znajdując schronienie pod każdem drzewem owocowem i krzewem kwiatów. Pani Rumbrye nie udała się na przechadzkę w tę stronę co jej goście, tylko w przeciwną, do parku wiodącą, i weszła w towarzystwie Carrala do alei, w pośród której wznosiły się krzewy wysokich georginij.
— Tutaj, rzekła, zdała od natrętnych, będziesz mógł wytłumaczyć mi się, Carralu?
— Niczego bardziej nie pragnę, odrzekł tenże, i dawnobym już był to uczynił, gdyby nie syn twój.... Ale cóż znaczy ten odgłos?
— To nic, powiedziała Margrabina.
Baczniejszy wszakże Carral, odsunął gęste kwiaty, ale nic nie spostrzegł, prócz czarnej nieruchomej massy.
Gdy odszedł, czarna massa nie dostrzeżone uczyniła poruszenie i Neptun wsuwając głowę w krzewy, wlepił w rozmawiających mściwe oczy.
— To nic, rzeczywiście, powiedział Carral powracając do Margrabiny; ale zanim rozpoczniem, pozwól pani uczynić sobie jedno zapytanie: Czy trwasz zawsze w postanowieniu swojem?
— Czyż powątpiewać o tem możesz? zawołała z gniewem Margrabina. Nie widziałżeś, iż pan Rumbrye przyjechał w jednym powozie z tym zuchwałym włóczęgą?
— I owszem, pani, odrzekł obojętnie Carral.
— W swoim powozie!... powtórzyła pani Rumbrye. Zajął miejsce przy Helenie!... Miejsce należące się memu synowi! Czyż nie zważałeś, że w czasie kolacji nim się tylko zajmował.
— I owszem, pani.
— I pytasz mnie, czy chcę z nim skończyć! Czas już działać Carralu. Jeśli nie uwolnisz mnie od niego, syn mój majątku mieć nie będzie....