Przejdź do zawartości

Strona:PL Feval - Żebrak murzyn.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Był to uroczy buduar. Przez jedno tylko zwierciadlanne okno, dochodziło do niego światło, i przebijało się przez niebieskie firanki, przybrane w sute białe draperye. Obrazy mistrzowskie, w pysznych ramach, upiększały ściany. Okno na wielki ogród wychodziło. Zupełna cichość panowała w tym zachwycającym pokoju, w którym nikło nawet stąpanie przechodzących, bo posadzki dywanami były wysłane.
Pani Rumbrye leżała na sofie, w stanie zupełnego prawie otrętwienia. Pomimo lekkiego blasku światła, które dochodziło do buduaru, spostrzedz można było utrudzenie i zmianę w jej rysach. Oczy się podkrążyły i zdradzały nieledwie prawdziwe jej lata.
O to nieszczęście należało po części bal wczorajszy obwiniać i nieznośny humor, w jakim się znajdowała Margrabina.
—- Widziałeś go?... rzekła nareszcie, spoglądając na Carrala.
— Widziałem na własne oczy, odrzekł Mulat!... Wszystko szło dobrze, wypełniłem co do joty rozkazy twoje, pani. Komisarz odbył czynność swoją. Na domiar szczęścia, wypadek, który dla mnie tajemnicą pozostał, pogorszył jeszcze położenie jego, bo znalazłszy samego prawie w szulerni, poprowadzono natychmiast przed Prokuratora królewskiego. Uważałem rzecz za skończoną i błąkałem się około pałacu sprawiedliwości, aby się końca doczekać i uwiadomić cię o takowym, kiedym go właśnie spostrzegł wychodzącego z przeklętym murzynem, co zawsze pod oknami memi stoi.
— Żebrak?... zapytała Margrabina.
— Żebrak.
— Cóż mogą mieć za stosunki z sobą?