Przejdź do zawartości

Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom II.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bitewnym przez swą pychę, a ty ich pogrzebem
Uhonorować pragniesz. Juści zadarł z niebem
Kapanej, czyż nie słusznie, że tam, na drabinie,
Spłonąwszy od pioruna, jego ciało ginie?
Do bramy ją wysokiej przyparł i bez miary
Wygrażał się, że zburzy nam miasto, czy kary
Dostąpi bożej za to, czy też nie! Azali
Nie słusznie przepadł w głębi charybdydzkiej fali
Wróżbita, z lotu ptaków wróżący? Po drodze
I inni u bram naszych leżą dzisiaj wodze —
Od głaźnych im pocisków popękały kości.
Bądź zdania, że masz więcej od Zeusa mądrości,
Lub wierzaj, iż bezbożnych Bóg kładzie o ziemię!
Człek mądry winien naprzód kochać własne plemię,
Swe dzieci, a zaś potem rodziców, a zasię
Ojczyznę, którą niechaj pomnaża w jej krasie,
Nie zmniejsza. Wódz niejeden, a i sternik łodzi
Częstokroć się rozbija. Zbytnia śmiałość szkodzi.
Bo mędrcem jest, kto w porę miarkować się umie,
A męztwo li w przezornym mieści się rozumie.

PRZODOWNICA CHÓRU.

Zeus dość już nas ukarał, więc po cóż nam ciska
Twa warga w żywe oczy te urągowiska?

ADRASTOS.

Ty łotrze! —

TEZEUSZ.

Milcz, stul gębę, Adraście! Twe słowo
Niech mojej nie uprzedza odpowiedzi! Zdrowo
Ja sam się z nim rozprawię! Do mnie-ci on bowiem
Przybywa, nie do ciebie!... (Do Posła) Po pierwsze ci powiem
Na pierwsze twe wywody: Uznać ja nie mogę