Przejdź do zawartości

Strona:PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przybysz zdjął zasłonę i wydał kilka okrzyków zachwytu, których Scotty słuchał niemy i ponury, jednakże odwrócił się i sam spojrzał na cudną głowę.
Właśnie palił się ogień na kominku i rzucał czerwone promienie na szklane oczy barana, udzielając im czerwonego, gniewliwego blasku.
— Zasłoń, gdy będziesz miał dość — rzekł Scotty i odwróciwszy się, dalej palił swoją fajkę.
— Powiedz mi, bracie, dlaczego nie sprzedasz tych rogów, jeśli cię tak gniewają? — rzekł przybysz — ten z New Yorku kazał powiedzieć, że chce dać ci...
Do piekła z waszym New Yorkiem! Ja nigdy go nie sprzedam, ja go się nigdy nie pozbędę. Tak długo byłem u niego, aż koniec był z nim, i on teraz zostanie ze mną tak długo, aż będzie kwita ze mną. Te cztery lata oddał mi. Na tych wzajemnych wyścigach wówczas złamał mnie zupełnie, zrobił ze mnie starca, niedołęgę! Życie mi całkiem wyciągnął. Ale jeszcze nie koniec ze mną. Lecz tutaj jest z niego coś więcej, niż głowa. Mówię ci, gdy stary Chinook dmie w dolinie, słyszę tu głosy, których wicher nie może wydać. To brzmi tak jak wtedy, gdy mu życie nosem uleciało i ja leżałem obok niego twarzą na ziemi. Potem leżałem na nim i tu zaczął się koniec mój.
Nocy tej dął biały wicher, i gwizdał, i syczał naokoło chaty Scottego. Przybysz nie robiłby sobie nic z tego, ale wiatr ten tak dziwnie brzmiał i huczał przeze drzwi, że aż skoble