napełnia ich słodyczą niebieską tak wielką, że jak św. Tomasz z Akwinu przepełniony tą słodyczą woła: dosyć, dosyć już o Panie, serce moje maluczkie tyle pociechy pomieścić w sobie niemoże.
Osładzając w ten sposób wybranym swoim ich ofiarę i poświęcenie, Pan Bóg prowadzi ich przeróżnemi drogami, i chociaż każdy z nich jaśnieje jakimś osobliwym, szczególnym odblaskiem niebieskim w życiu tu swojem na ziemi, z tem wszystkiem rozważając żywoty świętych i wybranych, widzimy w nich jakby trzy główne epoki ich życia — wspólne im wszystkim.
Najprzód pociąga ich Pan Bóg, wzbudzając w nich szczególną miłość ku Sobie, obdarza ich niezwykłemi łaskami, pociechami duchownemi, i nawet częstokroć pomyślnością doczesną — uszczęśliwiania.
Następnie utwierdziwszy w ich sercach miłość świętą, i pragnienie wyższej świątobliwości — zsyła doświadczenia, cierpienia, boleści przeróżne i nieraz tak wielkie, tak dotkliwe, że ludzie niebaczni i nieświadomi dróg niebieskich, mogli by to uważać za odrzucenie.
Wkońcu jednak podtrzymuje nadzieje, utwierdza w wytrwałości, wszystkie cierpienia osładza, wraca odjęte łaski i dobrodziejstwa, używa za narzędzie Opatrzności swojej, przez ich pośrednictwo rozlewa łaski osobliwe, nawet cudowne, — i niekiedy jak Hjobowi sowicie w dwójnasób wynagradza poniesione straty.
Wszystko to prawie literalnie, prawie dosłownie spełniło się w życiu naszego nieodżałowanego nigdy św. p. X. Kanonika Teodora Rogozińskiego, którego trumnę w żałości naszej wielkiej za nim w tak licznem i przezacnem gronie w tej starożytnej, przesławnej