Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„,Zranił się pan? zapytał Manfred.
„Ach, — nic tragicznego,“ odrzekł tamten.
Siedzieli przy małym stoliku i pragnęli jak najprędzej pozbyć się pochylonego — nad nimi kelnera. Po odejściu tegoż, chwilę jeszcze panowało milczenie, które przerwał wreszcie świeżo przybyły młodzieniec.
„Nazywam się właściwie Bernard Courlander,“ rzekł z prostotą, „a panowie jesteście ową organizacją Czterech Sprawiedliwych.“
Słowa jego pominęli milczeniem.
„Widziałem, jak pan tłukł lampę,“ mówił dalej młodzieniec, niezażenowany panującą dookoła ciszą, „obserwowałem panów od pierwszej chwili, gdyście weszli na salę, a i potem, gdy policja postanowiła spytać wszystkich o nazwiska. Postawiłem wszystko na jedną kartę, aby odpowiedzieć za was.“
„Błędnie pan rozumuje,“ zauważył chłodno Poiccart. „Zaryzykował pan poprostu to tylko, że mogliśmy pana zabić“.,
„Istotnie,“ przytaknął młodzieniec, „lecz nie liczyłem na taką niewdzięczność, aczkolwiek niejednokrotnie zaznaczyliście w swych czynach, że życie ludzkie nie ma dla was żadnej wartości. Zresztą, do celów waszych potrzebne jest i to, a ja gotów byłbym poświęcić swoje życie.“,
„Czyżby?“ zdziwił się Manfred.
„Interesowałem się waszemi poczynaniami,“ rzekł po chwili młodzieniec, „a zresztą — któż się niemi nie interesował?“
Dobył z kieszeni małą, skórzaną teczkę, z której wyciągnął wycinki z gazet. Żaden z siedzących męż-