Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niamy i zmieniamy, nie jest w istocie ani pięknem, ani zasługuje na widzenie.
W takich pojęciach utwierdzając się coraz mocniej, zająłem się, zaraz po odjeździe łzy modelowałem mojej Klaudji, tej Westalki posądzonej, która zaledwie przapaską swoją przypięła do statku wiozącego statuę Cybeli, aliści statek wpłynął do Tybru, mimo wiatry przeciwne. Tradycyjna potęga dziewictwa! Powtórzyła się ona z Joanną d’Arc przed Orleanem; tylko że dziewica chrześcijańska nie potrzebowała nawet zdejmować przepaski, dla niej dość było modlitwy, by statki wiozące jej wojsko szły pod wiatr przeciwny po Loarze.
Kladja miała wielkie powodzenie, i przyjaciele moi postanowili je uczcić po swojemu. Wyprawiono dla mnie świetny bankiet. Nie podejrzewałem ani trochę jaki spisek krył się pod temi kwiecistemi pozorami.
Sami mężczyzni mieli należeć do uczty, którą wydano w wytwornej pracowni Eugeniusza F... Udałem się na zaproszenie, bardziej szczęśliwy niż dumny z powodzenia, które stanowczo otwierało przedemną karjerę artyzmu. Obecność p. Ritz’a oddalała odemnie cień wszelkiej nieufności. P, Ritz nie byłby nigdy należał do jakiegoś nieprzystojnego żarciku; ale p. Ritz wcześnie zwykle opuszczał zebranie, a noc była długa. Upojono mię. Łatwo to przyszło; nie pijałem nigdy nic prócz wody.
Wiadomo panu lepiej, niż mnie dokąd dojść może rozwiązłość w słowach i w czynach, po su-