Przejdź do zawartości

Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ny ochotnik, odjąwszy ręce od belki i podnosząc się.
— Całej roboty nie przerobisz.... po co leziesz naprzód?
— Do trzech nie umie liczyć, a tu pierwszy się sunie.... Gorąco kąpany!
— Ja. bracia, nic, bynajmniej — wymawiał się zakłopotany: — ja tak tylko.
— Cóż? czy mam na was pokrowce ponakładać, czy co? A może się każecie posolić na zimę? — krzyknął znów dozorca, z zakłopotaniem spoglądając na dwudziestogłową gromadę, nie umiejącą wziąć się do roboty. — Zaczynać! Prędzej!
— Prędkiego prędzej nie zrobić, Iwanie Matwieiczu!
— A ty i tak nic nie robisz; hej Sawieliew! Razgawor Pietrowicz! Do ciebie mówię: dlaczego stoisz, oczy sprzedajesz!... Zaczynać!
— A cóż ja sam poradzę?...
— Zadajcież nam dzienną robotę, Iwanie Matwieiczu.
— Powiedziano, nie będzie zadanej roboty. Rozerwij barkę i idź do domu. Zaczynać!
Zabrali się nakoniec, ale niechętnie, leniwie, niezręcznie. Aż przykro było patrzeć na tę sporą gromadę tęgich robotników, którzy, zdawało się, nie mieli nawet wyobrażenia, jak wziąć dorzeczy. Zaledwie zaczęli wyjmować pierwsze, najmniejsze bierwiono,