Przejdź do zawartości

Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak stali obaj naprzeciw siebie: Brouczek na dnie krateru, zaś dziwne zjawisko na jego krawędzi, — a ponieważ nie dzieliła ich zbyt rozległa przestrzeń, mogli więc przypatrzéć się sobie wybornie. Brouczek wogóle doznawał przyjemnego uczucia, rozpatrując sympatyczną, bladą, lśniącą płeć twarzy nieznajomego, na któréj spoczywało coś nakształt srebrnego blasku. Postać odwróciła nieco głowę i wyciągnęła ku naszemu bohaterowi ręce zupełnie tak, jak aktor na scenie, gdy cofa się przed groźném zjawiskiem, poczém poruszyła struny swéj harfy i zawołała śpiewnym głosem:

 — Ha, cóż to za poczwara przeraża dziś mój wzrok?
Czy złuda cię spłodziła, czy wiecznéj nocy mrok?

Ma się rozumiéć, że takie powitanie bardzo się panu Brouczkowi nie podobało; ale położenie krytyczne kazało mu stłumić swe oburzenie.
— Jestem obywatelem ziemi — odpowiedział spokojnie, — którego złe losy wyrzuciły aż tu na ten daleki świat. Mam prawdopodobnie przyjemność mówić z obywatelem księżyca?
Selenita otrząsł się z przestrachu i w twarzy jego malowało się teraz tylko wielkie zadziwienie:

— Tyś twór ziemi... co słyszę? Nie myli-ż mnie mój słuch?!
O, powiedz, w nasze kraje jaki cię przeniósł duch?
Zaiste, tyś syn ziemi, albowiem byt nasz sam
Potworę taka tworząc, zadałby sobie kłam!

Nasz bohater rzekł na to z westchnieniem: