Przejdź do zawartości

Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, ale ja wiem co myślę! — odpowiedziała Fanszetka, zabierając się znów do pracy.
— Czy mówisz tak zagadkowo dlatego, że lękasz się grzechu?
— Widzi panienka, cieszę się, że panienka wychodzi zamąż, gdyż twarz i postać panienki są jakby stworzone na to, aby zgubić jej duszę.
— A to piękne masz pojęcie o mojej duszy, dziękuję ci za to — odpowiedziała ze śmiechem młoda dziewczyna. — Czy wyjdę zamąż, lub nie, nie sądzę abym łatwo mogła zatracić duszę.
— Za łaską Boga można uniknąć wad próżności — odpowiedziała Fanszetka. — Ale ktoś idzie do panienki w odwiedziny i to ktoś taki, którego piękność panienki nie uczyni dumnym.
Zuzanna odwróciła się i wydała okrzyk zadowolenia, wyciągając do nowoprzybyłego obie ręce.
— Jesteś przecie, mój kochany Marku! — zawołała. — Powinnam ci czynić wyrzuty, ale jestem tak zadowolona że cię widzę, że już nie chcę powiedzieć ci nic nieprzyjemnego.
Mężczyzna, którego Zuzanna przyjęła z oznakami takiej przyjaźni, był nizkiego wzrostu i ułomny, ale twarz miał miłą i pociągającą.
Nie nosił zarostu, a wyraziste jego rysy i czarne oczy, w których malowały się rozum i szlachetność, pociągały ku niemu każdego; lecz skład ust wyrażał walkę i cierpienie. Marek był dalekim krewnym matki Zuzanny, to też utrzymywał stosunki przyjacielskie z panem Jeuffroy, choć w głębi duszy nie lubił go wcale.