Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XI.

Marek szedł szybko, przez cieniste aleje parku, które tak lubił, gdyż tu na każdym kroku przypominała mu się Zuzanna. Idąc mówił sobie:
— Wyjadę ztąd natychmiast! Wszystko mi jedno dokąd się udam, bylebym tylko tu nie pozostał.
Gdy wrócił do domu, matka nie zadawała mu żadnych pytań on zaś rzekł:
— Odjeżdżam, ale nie wiem dokąd, napiszę ci to matko z Paryża. Nie chcę ani chwili dłużej pozostać tak blizko niej i patrzeć na przedmioty, które mi ciągle przypominają utracone bezpowrotnie szczęście. Kiedy powrócę nie wiem także.
Pani de Preymont nagłą ogarnięta trwogą, zawołała:
— Marku ty nie możesz odjechać sam! Ja pojadę z tobą! łagam cię, przychyl się do mojej prośby!
— Pragnę być sam — odpowiedział posępnie — nawet twoja obecność, matko, byłaby dla mnie przykrą.
Potem odgadując jej tajemne obawy — dodał z akcentem szczerości.
— Uspokój się moja biedna matko. Daję ci na to słowo honoru, że żyć będę.
Napisał pośpiesznie kilka słów do pana Jeuffroy i siadając obok matki, rzekł: