Przejdź do zawartości

Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miłemi, powiedział ci jeszcze, że dobrowolnie gotujesz sobie nieszczęście, że takiego jak ja człowieka pokochać niepodobna, że małżeństwo ze mną naraziłoby cię na śmieszność i że poczucie litości zawiodło cię na manowce.
— Za kogóż mnie bierzesz? — odpowiedziała panna Jeuffroy postępując kilka kroków. — Marku ty sądzisz niesprawiedliwie i mnie i jego.
— Tego tylko brakuje abyś ty stawała w jego obronie! — zawołał z gniewem pan de Preymont.
Zuzanna zamilkła przestraszona uniesieniem człowieka, któremu tak ciężką wyrządziła krzywdę. Wzruszona, pomięszana, nie mogła prędko zapanować nad sobą, ale w postawie jej było tyle wdzięku i godności, że Preymont spoglądał na nią z podziwem i rozpaczą zarazem.
— Kto wie — odezwał się z ironią — czy nie napisałaś tego listu z tajemną nadzieją, że stanie się tak jak się stało, to jest, że list wpadnie w moje ręce! Może sądzisz, że jestem tak naiwny, iż sam popchnę cię w objęcia innego?
Słowa te oburzyły Zuzannę, która zawołała:
— Zastanów się nad tem co mówisz Marku i wiedz, że w mojem przekonaniu ani gniew, ani boleść nie upoważniają do wypowiedzenia zniewagi.
— I tobież to przystoi udawać zagniewaną? — zawołał Marek chwytając jej rękę. — Przeczytaj lepiej swój list.
Zuzanna łagodnie uwolniła swą dłoń z uścisku Marka; wiedziała, że miał prawo gniewać się