Przejdź do zawartości

Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
87
KOSMOPOLIS.

Odepchnął ręką jadłospis, który mu podał stary kucharz i rzekł opryskliwie:
— Wątpię, czy będę jadł śniadanie...
Poczem otworzywszy list, zawołał:
— Tak, nie mogę... do widzenia!...
I wybiegł widocznie wzburzony i z takim pośpiechem, że wujaszek i siostrzenica spojrzeli na siebie z uśmiechem. Ci prawdziwi południowcy nie mogli przypuścić, by taki piękny młody człowiek, jak Dorsenne, miał inne troski niż sercowe.
Chi ha l’amor nel petto — rzekła signorina Sabatina.
Ha lo spron nei fianchi — odpowiedział wuj.
Te naiwne przysłowia, które porównywają do ostrogi kłującej konia, uczucia jakich doznajemy przy miłości, nie mogły się stosować do Dorsenne’a. Z drugiej jednak strony miały one pewną słuszność i powieściopisarz biegnąc ulicą Sistina, jasno oblaną przez słońce, które zwiększało jego nastrój nerwowy, mówił do siebie:
— Nie, co do tego, to nie! nie chcę się mięszać do tej sprawy i powiem mu to głośno i stanowczo...
I brał znów list, którego czytanie wzbudziło w nim taki niepokój, o wiele silniejszy od tych, jakich doznawał rano. Nie omylił się wcale poznając na kopercie pismo Bolesława Gorskiego, który w słowach następujących, przerażających