Przejdź do zawartości

Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
84
KOSMOPOLIS.

wając caro lei, to jest „mój drogi“ tego, któremu siostrzenica nadała tytuł książęcy, i zawołał szukając po kieszeniach kurtki wełnianej, jaką nosił na urzędowym fartuchu:
A testa bianca spesso cevello manca.[1] Włożyłem go do kieszeni ubrania, żeby o nim nie zapomnieć... Zmieniłem ubranie, bo mi było za gorąco i list zostawiłem w mieszkaniu...
— Poślesz pan po niego po śniadaniu — odrzekł Dorsenne.
— Nie — odparła młoda dziewczyna — pójdę po niego, to blisko ztąd. Szwajcar pałacu, w którym mieszka Jego Ekscelencya, przyniósł go tutaj sam i nalegał, by go zaraz oddać...
— A więc poszukaj go pani — odrzekł Julian, uśmiechając się na to uszlachcenie jego domu i osoby — poczekam tutaj i pomówię z doktorem, dopóki mi nie zapisze recepty dzisiejszej, to jest tego co jest na śniadanie. Zgadnij, Brancadori, zkąd powracam? — spytał, pewny, że tym sposobem, podbudzając ciekawość kucharza, zmusi go do gawędy — wracam z pałacu Castagna, który ze wszystkiem co w sobie zawiera, wystawiono na licytacyę...

— Ach per Bacco! zawołał toskańczyk z widoczną boleścią na swej starej, pergaminowej twarzy, wypieczonej na ogniu czterdziestu fajerek — jeżeli to nieboszczyk książe Urban widzi

  1. Głowa biała często traci przytomność.