Przejdź do zawartości

Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
241
KOSMOPOLIS.

starcza. I dlatego jestem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy, że mogę panu być użytecznym. A teraz powtórz mi pan jasno i ściśle historyę, którą opowiedziałeś Dorsenne’owi...
Skoro Florentyn opowiedział w kilku słowach, tak jak się był umówił z Gorskim rozmowę ich i swe uniesienie, unikając starannie szczegółów, do których imię jego szwagra było wmieszane, Montfanon rzekł poufale:
— Do licha, sprawa przedstawia się źle, bardzo źle... Widzi pan, sekundant to jest jak spowiednik... Miałeś pan sprzeczkę na ulicy z Gorskim, ale o co?... Nie możesz pan odpowiedzieć? Cóż on takiego powiedział panu, że aż uderzyć go chciałeś?... To jest klucz pozycyi, główny klucz...
— Nie mogę odpowiedzieć — rzekł Florentyn.
— W takim razie — odezwał się margrabia po krótkiem milczeniu — z całej tej sprawy pozostaje tylko kwestya pańskiego giestu, jakby to powiedzieć? niewykonanego, a raczej niedokończonego... To jest drugi klucz pozycyi... Czy pan nie miałeś żadnych szczególnych powodów niechęci do pana Gorskiego?
— Żadnych.
— A on względem pana?
— Także żadnych.
— Sprawa przedstawia się lepiej — rzekł Montfanon, umilkł znowu i począł mówić po chwili na pół do siebie: