Przejdź do zawartości

Strona:PL Alfred de Musset - Szczęście.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszak żeby pierzchła armia wiedziona w bój srogi,
Dość jest jednego tchórza, który krzyknie — w nogi!


∗                    ∗

Tak samo z mą sakiewką... talar przestraszony
Podał tył, a za zdrajcą armia poszła śladem;
Wszystko co posiadałem poszło w świat... zielony,
I kassa moja była panurgowem stadem,
Za jedną owcą... reszta wpadła w wód odmęty,
Jam został sam, jak Panurg... jak turecki święty.


∗                    ∗

Wówczas kieszeń ma była jak wyspa skalista,
Całkiem pusta, bezludna, jałowa i głucha,
Milczeniem samotności strasznie uroczysta,
Gryzła mnie i trapiła trwożliwego ducha...
Talary moje legły śród pobojowiska,
Nędza ma pewien urok... ale nie tak zbliska.


∗                    ∗

Raz wieczorem, gdy nową znów przegrałem bitwę,
Z której silny ból głowy został mi jak rana,
Leżąc na ławce, myśli puściłem w gonitwę,
I w duszy bohaterów widziałem Osjana
A tak mi się duch jakoś rozkołysał dziwnie,
Że chciałem się zakochać jak student... naiwnie.


∗                    ∗

A może teraz, rzekłem sam do siebie,
Pan Bóg w tę stronę jaką piękność zwróci;
Gaje są prawie puste i lazur na niebie,
I wietrzyk w listkach drżący ciche pieśni nuci...
Słońce kładzie się do snu w pysznej aureoli —
Któraż się dzisiaj piękność kochać nie pozwoli?


∗                    ∗

O! gdybym ujrzał wtedy, że nadchodzi smutna
Jaka piękność flamandzka niewinna jak dziecko,
Lub dzieweczka z Teniersa wykrojona płótna,
Ze skromnością we wzroku prawdziwie niemiecką,