Przejdź do zawartości

Strona:PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Że po turecku nie umiał, tém lepiéj,
Mógł po francuzku omdlewać do woli.
Nazajutrz, żegnam. Wnet w odźwiernéj roli
Stara arabka drzwi przed nim odczepi.

LXVII.

Dziwném to bardzo niejednemu zda się;
Tych, co wyśmieją ten system, znam wielu.
Hassan przeciwnie, dotarłszy do celu,
Był tak szczęśliwym, jak nikt w ludzkiéj masie;
Ztąd, czytelniku, daruj, lecz w wywczasie
Czeka snu właśnie na miękkim fotelu.

LXVIII.

Sen nie przybywa, lecz to zachwycenie,
Co jest mu siostrą lub kochanką raczéj,
Która, choć czuwasz, da ci zapomnienie
I obłęd serca, i rozleniwienie,
I pewnym jesteś, żeś spał, nieinaczéj, —
Cóż Morfeusza piękność przy niéj znaczy?

LXIX.

Jest to sen duszy nie ciała. Człek pali,
Rusza się, ziewa, choć śpi wyśmienicie.
Żyje, a jednak to śmierć, a nie życie.
Przy dobrych chęciach, choć miłość jest w dali,
Można i do niéj być skłonnym w zachwycie!...
Znowu mi głupstwo pud pióro się wali.

LXX.

Czyście widzieli w głębokIm wąwozie,
Jak stary bażant po brzuchu się drapie,