Przejdź do zawartości

Strona:PL Ajschylos - Oresteja III Święto pojednania.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nieszczęścia złość na lud mój. Wolno ci tu stale
Na naszej osiąść ziemi w wiecznej czci i chwale.
PRZODOWNICA CHÓRU:
Ateno! Jakiż schron mi dajesz, pani boska?
ATENA:
Racz przyjąć: tam, gdzie żadna nie gnieździ się troska.
PRZODOWNICA CHÓRU:
Gdy przyjmę, jakiej — powiedz! — dostąpię godności?
ATENA:
Bez ciebie w żadnym domu szczęście nie zagości.
PRZODOWNICA CHÓRU:
Więc taką-że mam władzę mieć po wiek daleki?
ATENA: Kto ciebie czcić nie będzie, nie wart mej opieki.
PRZODOWNICA CHÓRU:
Na lata mi wieczyste dajesz tę rękojmię?
ATENA:
Mej woli, gdy przyrzeknę, żadna moc nie dojmie.
PRZODOWNICA CHÓRU:
Zniewalasz mnie, gniew mięknie, już cię nie podraźni.
ATENA: Zażywać będziesz u nas niezmiennej przyjaźni.
PRZODOWNICA CHÓRU:
A czegóż wam dziś życzyć w mym śpiewie przystało?
ATENA: Wzdyć, czego to zwycięstwo oczekuje śmiało.
A zatem: od tych łanów, od wód tego morza,
Od wichrów, od niebiosów hojna łaska boża
Na kraj nasz niechaj spływa — niech się na tej ziemi
Wszelaki rodzi owoc, wszelkie stado plemi,
By lud niewyczerpany zawsze miał dobytek!
I człecze chroń nasienie, zato wygładź wszytek
Bezbożny chwast, bo dobra, widzisz, ogrodnica
Usuwa szkodne zielsko z sprawiedliwych lica.
To wasza jest powinność, o to dbajcie, skore!