Strona:PL Adam Mickiewicz - Konrad Wallenrod.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na którym jeszcze świeża łezka płonie.
Chcę go przed śmiercią na mem sercu złożyć,
Chcę go ostatnim pożegnać wyrazem, —
Mam zginąć wkrótce, nagle; zgińmy razem.
Widzisz tę bliską, przedmiejską strzelnicę?
Tam będę mieszkał; dla znaku, co ranek,
Wywieszę czarną chustkę na krużganek,
Co wieczór lampę u kraty zaświecę;
Tam wiecznie patrzaj, jeśli chustkę zrzucę,
Jeżeli lampa przed wieczorem skona,
Zamknij twe okno — może już nie wrócę.

„Bądź zdrowa!“ — odszedł i zniknął. Aldona
Jeszcze pogląda, zwieszona u kraty;
Ranek przeminął, słońce zachodziło,
A długo jeszcze w oknie widać było
Jej białe, z wiatrem igrające szaty,
I wyciągnięte ku ziemi ramiona.

„Zaszło nakoniec“, rzekł Alf do Halbana,
Wskazując słońce z okna swej strzelnicy,
W której zamknięty od samego rana
Siedział, patrzając w okno pustelnicy:

„Daj mi płaszcz, szablę, bądź zdrów, wierny sługo,
Pójdę ku wieży, — bywaj zdrów na długo,
Może na wieki! Posłuchaj, Halbanie,
Jeżeli jutro, gdy dzień zacznie świecić,
Ja nie powrócę, opuść to mieszkanie. —
Chcę, chciałbym jeszcze coś tobie polecić —
Jakżem samotny! pod niebem i w niebie
Nie mam nikomu, nigdzie, nic powiedzieć
W godzinę skonu, — prócz jej i prócz ciebie.
Bądź zdrów, Halbanie, ona będzie wiedzieć,