Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ba abym sobie przyszłość tworzył. To dziecko mnie kocha; za najmniejszem mojem poruszeniem, odda mi się ona cała; przybiegnie mnie uściskać, zarzuci swoje ręce w około méj szyi, Ale gdzie to wszystko nas doprowadzi, mnie i ją? Ona się zestarzeje i ja się zestarzeję; nasze upodobania się zmienią. Czy sami sobie wystarczymy w téj chwili, w któréj szukać będziemy na około siebie rodziny, któréj nie mam ani ja ani ona? Czy będziemy się ciągle kochać? Można patrzeć na starzejącą się żonę, ale z przykrością spogląda się na starzejącą się kochankę: związki, które nas łączą z pierwszą, są bo tak różne od związków, które nas do drugiej przywiązują.
Oto co myślał Gnstaw, i w tydzień po swoim przybyciu dochodził do przeświadczenia, iż trzeba wyjechać i żałował prawie że przyobiecał Nichecie trzy tygodnie z nią przepędzić.
Zrozumieją zaraz nasi czytelnicy dla czego, — i nie będą oskarżali Gustawa o niewdzięczność, nie będą co więcéj mogli nikogo winić, jak tylko chyba ułomności naszéj natury człowieczéj.
Nichettą była zachwycającą, Gustaw czuł się przejętym na jéj widok; ale po przeminięciu pierwszego szału, była ona zawsze jedna i ta sama. — Była to kobieta, którą się kochało dla jéj piękności, która rozbudziła wyobraźnię, która się oddała bez oporu, którą się trzymało ponieważ okazała przymioty jakich nikt w niéj nie spodziewał się znaleźć, która rozrywała umysł, pochlebiała miłości własnéj, zajęła nawet trochę serce, któréj