Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pomagać w interesach... Udałam, że nie rozumiem... a może i nie rozumiałam dostatecznie!... Wybacz, ale i w podłości można być nowicyuszką! — Otóż i ja, chociaż przez rok cały słyszę wiele rzeczy pouczających, dotąd nie zrobiłam znacznych postępów; prócz szyderstwa, nie nauczyłam się niczego od ciebie. Wspólniczką twoją nie byłam i nie będę... Nie chcesz! Proponowałam ci nieraz życie ograniczone, odpowiednie naszym wspólnym funduszom, usiłowałam pociągnąć cię w świat mój... w świat myśli i uczucia... ty śmiałeś się wówczas głupim, bezczelnym śmiechem! Znosiłam wszystko, licząc na przyszłość... bo chwilami byłam tak naiwną... że wierzyłam w twoją miłość! Oh, ta wiara! żeby ją nam odbierano wraz z nazwiskiem, możebyśmy nie tak drogo opłacały doświadczenie! Dziś wyleczyłeś mię z ostatniej illuzyi — drogi nasze połączyć się z sobą nie mogą... pozostaje nam tedy rozejść się na zawsze. Zamilkła; patrzała na męża, wyczekując odpowiedzi.
P. Fortunat na początku monologu zdziwił się trochę zdawało mu się bowiem, że żona przedtem nie była daleką od jego projektu; po kilku słowach ruszył ramionami z miną człowieka zrezygnowanego, wyjął z kapelusza rękawiczkę, a uderzając nią po obnażonej ręce, spoglądał na mówiącą.
— Co w niej widzą ładnego — dalibóg nie rozumiem rozmyślał. Oczy z wyrazem zajęczym... figura instytutki, głos drżący jak u dymisyonowanej chórzystki... chyba tylko urok zakazanego owocu!... A głupiaż, głupia! drugą taką gęś trudno spotkać! Nie dość, że ma odwagę gadać absurda, ale jeszcze wierzy w nie święcie! No, trafiłem! podniósł brwi, pokręcił głową.
Skazówka zegaru posunęła się na pięć minut do jedenastej. P. Fortunat wstał, poprawił kamizelkę i frak.
— A więc adieu! — zawołał, podając rękę z eleganckim ukłonem; kobieta zawahała się. Chłód objął serce, w którem poruszyły się resztki niegdyś bardzo silnego uczucia.