Przejdź do zawartości

Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko... gdyż jesteś jedyną istotą, która mnie naprawdę kocha.
Smutek i słodycz, z jaką to powiedział, w zruszyły mnie, nie mogłem powstrzymać łez i wybuchnąłem nagle płaczem.
— Uspokój się, uspokój! — pocieszał mnie stryj tkliwym głosem — nie płacz moje dziecko i zrób o co cię proszę.
Zaryglowałem drzwi i usiadłem przy łóżku. Stryj uśmiechnął się do mnie i milczał chwilę zbierając myśli.
Po ogrodzie chodził kuzyn Debray i spluwał siarczyście. I on zainstalował się u »Kapucynów«  nie wydalał krokiem, pilnując z niepokojem mych rodziców. Obecność jego była dla stryja powodem ustawicznej irytacyi, chociaż czasem mówił doń, żartując: — Wiesz co kuzynie, gdy umrę, wypchasz mnie, przybijesz do jodłowej deszczułki w zgrabnej pozycyi z orzechem w łapach, jak wypychasz swoje kuny. — A kapitan odpowiadał: — Ale to swawolnik z ciebie Julku, nie widziałem chorego, któryby był do tego stopnia kroćset tysięcy starych furgonów!...
Uproszono kuzyna, by przynajmniej jak najrzadziej pokazywał się w pokoju chorego. Spędzał przeto czas na spacerowaniu po ogrodzie, albo bibliotece, gdzie usiłował odnaleść owe bardzo drogie i rzadkie księgi, które mu pokazywał swego czasu stryj. Chodził też często po całym domu ro-