Przejdź do zawartości

Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzieci. Zycie płynęło powoli a dzień jeden podobny był do drugiego. Milczące obiady przerywały od czasu do czasu wykłady chirurgikalne ojca i uwagi jego pod adresem księdza Juliusza, posępne wieczory, w których ojciec z panem Robin grali w pikieta, a pani Robin z matką równie zawsze cicho rozmawiały o tych samych rzeczach, rozwodząc się z temi samemi wyrzekaniami i żalami.
Jeden zaszedł jeno ważny wypadek: Nie chodziliśmy już we środy do Servierów na obiad. Zaraz z początku stosunki z nimi ochłodły, gdyż ksiądz Juliusz stał się ulubieńcem i częstym gościem w ich domu, a do zerwania przyszło przy okazyi pożaru w mieście. Pan Serviere, jako mer wystąpił przeciw ojcu, swemu zastępcy. Ten znów ze swej strony poddał miażdżącej krytyce całą akcyę ratunkową i zrzucił wobec wszystkich z siebie odpowiedzialność za to.
Doprowadziło to do bardzo ożywionej rozprawy, a skończyło się ostatecznem zerwaniem. Żal mi było tego domu, którego ciepłem serce się moje lubowało, gdzie pachniało wszystko, dywany nawet i obicia. Żal mi było nadewszystko pani Servieres o ślicznych, jasnych włosach, której ciało tak różowe było i prosiło się o pocałunki, a której spojrzenie w życie moje posępne, pełne cierpień, pozbawione wszelkiej pieszczoty, rzucało