Przejdź do zawartości

Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rogi niegrzeczne dzieci. Opowiadano mi przecież, że raz bawiąc się w ogrodzie w Randonnais, wpadłem w sam środek koszyka tulipanów, a stryj rozwścieklony okrutnie mnie obił trzepaczką, którą zwykle trzepano jego sutanny. Także, gdy szło o to, by w dobitnych wyrazach określić czyjąś brzydotę fizyczną, lub moralną, rodzice moi używali zazwyczaj metafory: »Brzydki jak ksiądz Juliusz... brudny jak ksiądz Juliusz... łakomy, jak ksiądz Juliusz... gwałtowny, jak ksiądz Juliusz... kłamie jak ksiądz Juliusz*. Gdym płakał, matka chcąc mnie zawstydzić mówiła:... — O jaki brzydki, zupełnie jak ksiądz Juliusz. Gdym się wyłamał z posłuszeństwa, mówiono mi: — Dobrze, dobrze, tylko tak dalej, mój chłopcze, a skończysz jak ksiądz Juliusz. Ksiądz Juliusz, było to więc wcielenie wszystkich występków, wad, zbrodni, ohyd i tajemnic. Często przychodził do nas proboszcz Sortais i za każdym razem pytał:
— I cóż, nie przyszła jeszcze jaka wieść od księdza Juliusza?
— Niestety dotąd nie, księże proboszczu.
Proboszcz układał swe krótkie, pulchne rączki na wyniosłym brzuszku i kręcił głową z niezadowoleniem.
— Do czego to podobne,... no proszę!... Wczoraj jeszcze odprawiłem mszę świętą na jego intencyę.
— A może on umarł, księże proboszczu?