Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzeć zupełnie, chcę żyć! Czy możesz namalować taki portret, aby był zupełnie jak żywy? —
Ojciec zamyślił się: — Czyż trzeba lepiej On sam się prosi na djabła do mojego obrazu. — Przyrzekł. Umówili się o czas i cenę a nazajutrz ojciec mój, schwyciwszy pędzel, paletę był już u niego. Wysokie ogrodzenie, psy, żelazne drzwi i zawory, sklepione okna, kufry, pokryte dziwacznemi dywanami a wreszcie niezwykły gospodarz, siedzący nieruchomo przed nim, — wszystko wywołało na ojcu nadzwyczajne wrażenie. Okna, jakby umyślnie, były zawalone od dołu tak, że przepuszczały światło tylko górą. — Do djabła, jak dobre jest teraz oświetlenie jego twarzy! rzekł ojciec do siebie i zabrał się gorliwie do malowania, jakby w obawie, żeby pomyślne oświetlenie nie zniknęło. — Jakaż siła — powtarzał do siebie, — jeżeli chociaż w połowie oddam go tak, jakim jest teraz, zabije wszystkich moich świętych i aniołów; zbledną przy nim. Jaka djabelska siła! wyskoczy poprostu z płótna, jeżeli choć trochę będę wierny naturze. Jakie niezwyczajne rysy! — powtarzał nieustannie zdwajając zacięcie i już widział jak niektóre rysy przechodziły na płótno. Ale im więcej zbliżał się do nich, tem bardziej odczuwał jakiś ciężki, trwożliwy, niepojęty nastrój. Nie bacząc jednak postanowił ze ścisłą dokładnością śledzić na drobniejszy wyraz i właściwość. Przede wszystkiem oddał się wykończeniu oczu. W oczach tych było tyle siły, że zdawało się, iż nie można się było kusić nawet o po-