Przejdź do zawartości

Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A niech sobie przyjdą — rzekł Czartkow z ponurym spokojem i ogarnęła go beztroska obojętność.
Młody Czartkow był utalentowanym malarzem, rokującym wielkie nadzieje, chwilami tu i ówdzie pędzel jego wykazywał spostrzegawczość, wyobraźnię i nagły pęd do zbliżenią się ku przyrodzie „Uważaj, bracie“ — mówił do niego nieraz profesor — „masz talent; grzechem będzie jeśli go zatracisz; ale tyś niecierpliwy; byleco cię zniechęca, jedną rzeczą się przejmiesz i nią tylko się zajmujesz a reszta zdaje ci się niczem, nie chcesz nawet na nią patrzeć. Uważaj, abyś nie stał się modnym malarzem, już teraz barwy twoje zaczynają krzyczeć jaskrawo, rysunek też bywa nieścisły a czasami zgoła słaby, nie widać linji; już gonisz za modnem światłem, za tem, co uderza w oczy — uważaj, bo wpadniesz miedzy kiczarzy. Strzeż się: zaczyna cię już świat nęcić, nieraz zauważyłem już na twej szyi fircykowatą chusteczke, kapelusz glansowany... To nęcące... można puścić się na malowanie modnych obrazków i portrecików za pieniądze ale przez to gubi się i niweczy talent. Cierp. Obmyślaj każdą robotę, rzuć elegancję — niechaj inni zdobywają pieniądze — twój los cię nie minie“.
Profesor miał w części rację. Nieraz chciało się nasz mu malarzowi zabawić, zabłysnąć elegancją — słowem tu i owdzie objawić swa młodość lecz przy tem wszystkiem zdołał panować nad sobą Czasami mógł zapomnieć o wszystkiem, wziąwszy