Przejdź do zawartości

Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



2

Zaratustra zstępował samotny z gór, nie spotykając po drodze nikogo. Gdy jednak w las się zanurzył, stanął nagle przed nim starzec, który opuścił chatę swą świętą, aby korzonków szukać po lesie. I rzekł starzec do Zaratustry temi słowy:
— Nie jest mi obcy ten wędrowiec; przed laty przechodził on tędy. Zaratustrą zwie się; jednakże przeobraził się on.
Wonczas niosłeś swój popiół w góry; chcesz-że dzisiaj swój ogień nieść w doliny? Nie obawiasz się kary podpalacza?
O tak, poznaję Zaratustrę! Czyste jest jego oko, a wokół ust jego nie czai się wstręt. Czyż nie stąpa on jako tancerz?
Przeobrażony jest Zaratustra, dziecięciem stał się Zaratustra, ocknięty jest Zaratustra. I czegóż ty chcesz pośród śpiących?
Żyłeś w samotności, jako w morzu, i morze niosło ciebie. Biada, chcesz-że teraz na ląd stąpić? Biada, chcesz-że znowu o własnych siłach wlec swe ciało?
Zaratustra odparł: — Kocham ludzi.
— Czemuż, rzekł starzec, usunąłem się i ja niegdyś w lasy i w głusz samotną? Czyż nie dlatego, żem ludzi nazbyt ukochał?
Teraz miłuję Boga, nie kocham ludzi. Człowiek jest rzeczą zbyt niedoskonałą. Miłość ku ludziom zabiłaby mnie.
Zaratustra odparł: — Cóżem ja o miłości mówił! Niosę ludziom dar.
— Nie dawaj im nic, rzekł święty. Raczej ujmij im nieco