Przejdź do zawartości

Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A gdy mnie raz zagadnęło życie: „Któż to jest ta twoja mądrość?“ Odpowiedziałem czemprędzej: „Ach! mądrość!...“
Pragnie się jej, lecz się nigdy nią nie nasyca; widzi się przez zasłony, chwyta przez sieci.
Czy jest piękna? Alboż ja wiem! Lecz najstarsze karpie brano na tę przynętę.
Jest zmienna i uparta; nieraz widziałem, że gryzła wargi, lub wiodła grzebień pod włos.
Może jest złą, fałszywą i zgoła kobietą; lecz gdy o sobie źle mówi, wówczas nęci najbardziej“.
Gdym to życiu powiedział, roześmiało się złośliwie i przymrużyło oczy. „O kimże ty to mówisz? Czy nie o mnie czasem?
A gdybyś nawet miał słuszność, — to czyż takie rzeczy mówi się prosto w oczy! No, ale teraz mów-że wreszcie i o swojej mądrości!“
Och, i znowuż oczyś swe rozchyliło, o życie ukochane! I w otchłań bezdenną, zda się, znowuż zapadłem. —
Tak śpiewał Zaratustra. Lecz gdy taniec się skończył i dziewczęta się rozeszły, nawiedził go smutek.
„Słońce dawno już zaszło, rzekł wreszcie; rośną stała się łąka, a z lasów chłodem powiało.
Coś nieznanego jest wkoło mnie i spoziera w zadumie. Jakto! Więc ty żyjesz jeszcze, Zaratustro?
Dlaczego? Po co? Przez co? Dokąd? Gdzie? Jak? Czyż to nie szaleństwo żyć jeszcze? —
Och, przyjaciele moi, wieczór to we mnie tak smutnie pyta. Wybaczcież mi to zasępienie!
Wieczór nastał: wybaczcież mi, że wieczór nastał!“

Tako rzecze Zaratustra.