Przejdź do zawartości

Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niego orzeł i wąż: gdyż niby jutrznia promieniało mu na obliczu zbliżające się szczęście.
Cóż to się ze mną stało, zwierzęta me? — rzekł do nich Zaratustra. Czyżem nie przeistoczony? Nie naszłaż na mnie ma szczęśliwość, jak wichura?
Szaleńcze jest to moje szczęście i szalone rzeczy głosić będzie: za młode jest ono jeszcze, — pobłażanie miejcie!
Ranny jestem szczęściem mojem: cierpiący wszyscy niechże mi lekarzami będą!
Do przyjaciół wolno mi znijść ponownie i do wrogów! Wolno znowuż Zaratustrze przemawiać, darowywać, miłowanie najdroższe czynić!
Miłość ma niecierpliwa potokami zlewa się na niże, na wschód i zachód. Z milczących gór, z boleści burz prądem rwie ma dusza na doliny.
Za długo tęskniłem i wyzierałem w dal. Zbyt długo władała mną samotność: i tak oto oduczyłem się milczenia.
Ustami jam się stał wskroś, wzburzonym na skałach stałem się strumieniem: chcę mą mowę zwalić na doliny, w dół!
I niechże mi ten potok miłości na bezdroża nawet runie! Jakżeby nie miał potok drogi ku morzu wreszcie odnaleźć!
Mam ja wprawdzie jezioro w duszy pustelnicze i na sobie przestające; lecz nurty mej miłości porwą je wraz z sobą — ku morzu, hen!
Nowemi drogi idę, nowa nawiedza mnie mowa; jak wszystkich twórców, stare znużyły mnie języki. Nie chce duch mój biegać nadal na zdartych podeszwach.
Zbyt wolno wlecze mi się wszelka mowa: — w twój wóz skaczę, nawałnico! I ciebie jeszcze chłostać będę, a naglić swą złośliwością!
Niczem krzyk i zawołanie radosne, popłynę po toni mórz dalekich, hen, ku wyspom szczęśliwości, gdzie przyjaciele moi bawią: —
I wrogi nie pośród nich! Jakże ja kocham każdego, do kogo przemawiać mi wolno! I wrogów trzeba mi do szczęścia!