Strona:Narcyza Żmichowska - Prządki.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Poznałam wtedy, że to wszystko widzeniem tylko było. Strach mój zupełnie ominął, boć nieraz już w moich zadumach przychodziło mi na myśl, jakbym ja to była szczęśliwa, gdyby mi Pan Bóg na cud jakiś patrzeć dozwolił, lub żeby mnie anioł z białemi skrzydłami wzniósł między modre obłoki. Otoż w tej chwili zdawało mi się, że moje życzenie było spełnione i że którego ze sług Bożych widzę przed sobą. Z całą więc radością serca zawołam na niego:
— Aniele!
Podniósł czoło, a to czoło było bielsze i piękniejsze, niż srebrny księżyc, który mi się przed chwilą tak ślicznym wydawał tylko oczy jego... ach! jakże mam blask oczu jego wypowiedzieć, kiedy one były ciemne, a świeciły — istnie jakby dwa czarne płomienie. Znowuż mnie strach ogarnął, i drżącym głosem zapytałam się go:
— Czy ty jesteś aniołem?
— Jestem posłannikiem aniołem — po cichu mi odpowiedział, nad mojem uchem schylony — jestem aniołem i kocham ciebie, Maryino albo raczej Maryo, bo przecież to jest twoje właściwe imię. Kocham ciebie, Maryo — dam ci królestwa, światy całe, tylko mnie kochaj wzajemnie.
— Aniele — odrzekłam mu na to z przykrem zdziwieniem — jesteś aniołem, a mówisz do mnie, jak mówi każdy człowiek z tego świata, kiedy chce biedną uwieść dziewczynę. Ja cię już oddawna kocham, aniele, pożycz mi tylko dwóch skrzydeł, polecę z tobą w obłoki.
— Och, nie żądaj odemnie takich niepodo-