Przejdź do zawartości

Strona:Narcyza Żmichowska - Prządki.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kto przykryje, to nikt go z ludzi wtedy nie zobaczy: dla zbójcy i złodzieja jakiż to skarb wielki!
Ale mamy jeszcze takiego konia, co po powietrzu lata i tam każdego niesie, gdzie tylko mu się rozkaże: dla podróżnych i śpieszących się cóż to za dobro nieocenione!
Ale mamy jeszcze taką złotą gałkę, która, kiedy się nią potoczy, to póty leci, aż tam się zatrzyma, gdzie skarb zakopany leży: dla wszystkich ludzi na świecie cóż to za pożądana wskazówka!
Otóż powiedz, człowieku, co któremu się należy, — bo, jak nas dobrze nie rozsądzisz, to pewna śmierć twoja.
Królewic pomyślał trochę i tak rzekł do zbójców:
Mnie się zdaje, panowie zbójcy, że wszyscy do wszystkiego macie równe prawo, ale ponieważ gałka złota i najwięcej warta i każdemu z was najlepiej się podoba, więc pozwólcie, niech ja ją rzucę: kto najpierwszy dogoni gałkę, to ją sobie weźmie, kto drugi przybiegnie, będzie miał konia, a trzeciemu koc się dostanie. Podobno tak będzie najlepiej, nie mówiąc o tem jeszcze, że się gałka przy zakopanym skarbie zatrzyma i że wam więcej złota do podziału przybędzie.
Zbójce spojrzeli po sobie i dali znak królewicowi, że im się ten sąd podoba, a królewic, odwróciwszy się ku drodze, którą jego żołnierz odjechał, jak cisnął gałką, to tak, że o ćwierć mili za jedną razą odskoczyła; zbójce dopieroż w pogoń za nią, a ona coraz, coraz prędzej biegła, aż