Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie, pani, bardzo daleko od siebie mieszkamy; ja aż z za Suwałk jestem i dlatego najpewniej pierwszy raz słyszę o pani Kajetanowej ***.
Sąsiadka lekko się zaczerwieniła, może z gniewu, może wzgardy uczuciem. Na mój ratunek Niebiosa w samą porę Felunię spuściły.
— Stoisz tu i nic nie widzisz — zaczęła mię łajać surowo, ciągnąc za rękę ku sobie.
— Nic nie widzę, jednak wiem już troszeczkę — usprawiedliwiałam się zuchwale.
— Co ty wiesz kiedy, moja droga? Wylecz się z tak brzydkiej zarozumiałości.
— A przecież teraz co wiem, to wiem, szanowna pani Felicjo.
— Wiesz, dajmy na to, że Temistokles zwyciężył Greków pod Salaminą.
— Jak cię kocham, Feluniu, tak nigdy w życiu tego, co mówisz nie wiedziałam, lecz z historji nowożytnej wiem, że przyszła pani Kajetanowa z córką i synem.
— No, to wiesz wszystko.
— Gdybyś raczyła kilka jeszcze nic nie znaczących przydać drobnostek, byłabym ci bardzo wdzięczna. O pani Kajetanowej już słyszałam, że jest z Opatowskiego, ale powiedz mi choć ze dwa słowa więcej, na czem polega jej znakomitość: czy taka rozumna?
— Och! znać pedantkę!
— Czy miała sławne awantury?
— Mizantropko!
— Więc musi chyba mieć ogromny majątek?
— A juści, trzech miljonowy, Kazimiero!
— Trzech miljonowy!!! Zlituj się, Wilo moja, podprowadź mię tak, żebym się mogła zbliska trzem miljo-