Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wać mię nie może — z łagodnym uśmiechem nawiasowo wtrąciła Urszula.
— Ot, już resztę pomijając — ciągnęła dalej Salusia — czyż pan Maurycy nie jest do pani wiernie jak piesek, przywiązany?
— Ta dziewczyna ma szkaradnie rozczarowujący sposób wyrażania się o niektórych rzeczach — przyciętym głosem niby to do Urszuli, niby do samej siebie odezwała się Augusta.
— Szkaradnie? co w tem jest szkaradnego? — z żywością podchwyciła najdobitniejsze dla siebie słowo obrażona Salusia i zaczęła się krzątać po pokoju, układać porozrzucane wezgłowia, przesuwać, dosuwać wszystko, co tylko z miejsca porozrzucane być mogło, zwyczajnie, jak nałogowo do uprzątania wdrożona pokojówka; krzątając się jednak, nie przestawała szczebiotać: — A ja znajduję, że to coś prześlicznego właśnie, taka potulność wiernej psiny; w oczy się patrzy człowiekowi, żeby myśl jego odgadnąć, na każde zawołanie przybiega, na każdy rozkaz do kąta swego wraca, łasi się, służy, o nagrodę nie pyta, krzywdy cierpliwie znosi. Oho! nie bardzo to zwyczajne między ludźmi na świecie! Panna Urszula nie jest do pani jak piesek przywiązana, bo niech tylko pani jej w czem ubliży, niech co nie według jej myśli zrobi, to zaraz się usunie i swoją drogą pójdzie. Pan Djonizy nie jest tak do pani przywiązany, bo gdyby mu pani tylko jego wierzchowca na przejażdżce okulawiła, gotówby choćby do sądu zapozwać. Pan Filip nie jest do pani jak piesek przywiązany, bo się o panią stara, chce jej ręki i posagu w przydatku. Wszyscy, którzy tu częściej od innych u pani bywają, nie są do pani jak pieski przywiązani, bo jedni mają takie same jak pan Filip nadzieje, drudzy szukają własnej przyjemności w otwartym domu