Przejdź do zawartości

Strona:Na Sobór Watykański.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Księży uważa się za zamaskowanych rozpustników, Słusznie, czy wbrew słuszności, kto o to zapyta? Kto zresztą dojdzie prawdy? Żywszy uśmiech, gorętszy uścisk dłoni, dłuższa rozmowa z kobietą, przechadzka w towarzystwie kobiet — odrazu wywołują gorszące komentarze. Na miły Bóg! Gdzież się ten ksiądz ma podziać? Ale tego już nikt nie usunie. Żadne protesty ze strony księży. Niech się jeden wypadek zdarzy, powiedzą: „ex uno disce omnes“. Dlatego, że ich wszystkich prawo związało w jedną, odpowiedzialną wspólnotę. Gdyby był celibat dowolny, zostawiony do wyboru jednostce, w razie upadku odpowiadałaby jednostka. Tak zaś odpowiada czterysta tysięcy kapłanów za jeden, może nawet niewinny uśmiech jednego. Prawo czyni wspólnotę i na jej karb zapisuje wszelkie zło lub dobro jednostkowe. Tu niema dwu zdań. Skandalów na tle prawa inaczej się nie usunie, jak usuwając, albo zmieniając prawo. Skandale na tle przymusowego celibatu w jednej chwili usunie — żona. Proszę tylko się przypatrzyć duchowieństwu wschodniego obrządku. Mają żony, nie mają skandali. A jeśli się zdarzy — odpowiada jednostka.
Słowem, i Kościół, i mieszkanie, i dusza księdza i jego dobre imię inaczejby wyglądały, niż wyglądają obecnie, gdyby mu dano żonę.
Ale nastręcza się trudność zasadnicza: materjał kobiecy mógłby przynieść hańbę Kościołowi!