Przejdź do zawartości

Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/442

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



Wycieczka

Decyzja zapadła nagle. Paweł wrócił z pracy.
— Jutro, niestety, będę miał wolny dzień — położył w kącie torbę z narzędziami. Odkręcił krany w łazience, żeby się umyć i przebrać:
— Majster jedzie na chrzciny do córki. Opuścił się w pracy. Na początku się starał, prawdopodobnie dla pokazu.
— Zrób to dla mnie! — zawołała Angelika. — Jutro i dni następne ojciec także ma wolne. Coś mu tam nie idzie, nie idzie. Pojedziemy na wycieczkę.
— Dla ciebie to zrobię.
— A więc... jedziemy? Będzie...
— Żeby tylko nie było...
— Będzie wszystko jak najlepiej!
Ogarnął ją entuzjazm. Poszła do pokoju Filipa, wróciła:
— Ucieszył się, że i ty wyraziłeś ochotę.
Chwyciła koszyk i pobiegła do sklepu. Słychać było jej szybkie nogi na schodach. Co kilka dni mówiło się o tej wycieczce, już do znudzenia. Idea wycieczki wyglądała na kpinę. Angelice wydawało się, że w dniu, w którym będzie zrealizowana, wszystko się odwróci.
Nagle wróciła. Blada, zrobiła dwa kroki od drzwi i zaraz usiadła na krześle. Koszyk był pusty, ledwo zdążyła zejść. Paweł smarował kawałek chleba smalcem.
— Słabo? — zapytał. Nie chciał jej płoszyć: — Zrobiło ci się słabo?
— Nie.
— To co? Dowiedziałaś się o czymś? — wychylił się znad stołu.
— Czego miałam się dowiedzieć? — zapytała z łagodną nutką