Przejdź do zawartości

Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panią też.
(Cisza. W ciszy szczekanie psa. Jest coraz bardziej zajadły. Głos szczekającego psa przechodzi w głos jego pana.)
— ...a ona żyć musi. Czy mam to mieć jej za złe?
— Dziwacznie pani rozumuje. Doprawdy dziwacznie. I mając takie pojęcie, jest pani do niej przywiązana?
— A co mam woleć? Kogo?
— Nie porozumiemy się, niestety.
Zakończenie odcięła. Nie chciała słuchać. Było tam powiedziane: pani mi tego nie zrobi... Nie jestem w stanie się zgodzić i nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego się nie godzę.
Słychać było dzwonienie kieliszków na tacy, głos Antoniny, słowa jej decyzji, które przekreśliły wszystko. To wszystko, co było przecież irracjonalne, jeśli nie po prostu głupie.