Przejdź do zawartości

Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja to wiem.
— A co pana skłania, zmusza, że tak powiem? Konieczność?
— Oczywiście wiele osób — Filip wychylił się ryzykownie nad spadzistym dachem — uważa mnie za komedianta. Nie jestem komediantem. Jestem durniem. Nie odsłonię panu moich kłopotów osobistych.
Dlaczego, dlaczego?! — chciał Benedykt zawołać.
— Durniem? — zapytał śmiało.
— ...Bo są one gorszące. Durniem pewnego formatu. Pan widzi? — rzekł prostując się. — Gdy mnie pan spotkał na ławce — sięgnął do kieszeni, wyjął rewolwer i położył obok siebie na oknie — miałem położyć kres, i żal mi się zrobiło. Pan rozumie? Żal, na razie. Dopóki czegoś nie dokonam. Inaczej przykro... Czy pan rozumie? — patrzył znad parapetu okna. — Żal mi się zrobiło, gdy pomyślałem o sobie. Pocieszyłem się: nic straconego. Jestem przecież... — patrzył znad parapetu — wśród durniów niebywały. Nie będę ukrywał. Pan myśli, że to takie łatwe?
Brzmiało niedobrze. Wciąż jednak drwina.
— Niełatwe — odpowiedział.
— Bardzo łatwe. Nieprawdopodobnie łatwe. Pan pewno nie wie, kogo ja nazywam durniem. Dureń najpierw wszystko ma za darmo, a potem nic. Durniom fundują bilet powrotny w kasynach gry. Durniowi można by próbować to powiedzieć, gdy jedzie w tamtą.
Wrócił do błaznowania? Czy jest w tym chociaż cień prawdy? Popatrzył na Filipa. Kołysał się na parapecie, jakby chciał zniknąć w niebie. Jednak wymyślił sobie huśtanie. Filip, nicość w każdej chwili. Nicość chodzi po świecie. Nicość, która się wymyka. Kurczy się do stanu zera. I rozprzestrzenia jak powietrze. Nicość idzie poprzez świat i żąda, aby jej się kłaniano. Dlatego, że była łaskawa się objawić. A jednak nikt nie odmówi.
Rewolwer komedianta leżał na oknie, wylotem lufy w stronę Benedykta. Chciałby powiedzieć, żeby go odwrócił.
— A jak czegoś dokonam — powiedział Filip — to się nie odważę. A jak nie dokonam? To się obejdzie. Podziwia pan moją głupotę czy jeszcze nie? Wpadł pan już na to? Jeżeli ktoś mówi: i nie tak, i tak nie, to go kopnąć. Jeżeli ktoś chciałby czegoś,