Przejdź do zawartości

Strona:Michał Marczewski - Wyspa pływająca.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego sławetnych wojowników pogalopowała po posiłki, kiedy część szykuje się uderzyć na nas ztyłu. Dobrze, że Szwalbele ma ich tam na oku.
W tej chwili donośny huk wystrzału rozdarł powietrze.
To Szwajcar, barykadujący się na wysepce od przeciwległego brzegu, przyjmował rozzuchwalonych dzikusów, którzy pewni podstępu, kiedy „Sępi Pazur“ zajmował białych braci swą wymową, rzucili się wpław ku níemu.
W jednej chwili sytuacja się zmieniła.
„Sępi Pazur“ odrazu zapomniał o swej roli brata.
Skoczył w bok i skrył się za krzewami. Wojownicy jego również znikli gdzie który zdołał unieść swą papuzia głowę. Z obydwuch brzegów rzeki rozległ się wściekły okrzyk wojenny, na wysepkę posypał się grad strzał, trzymanych już na pogotowiu, kilka długich flint wypaliło i John Persi poczuł jak jedna z kul przestrzeliła mu filcowy kapelusz.
— Bydlę! — zamamrotał, zdejmując przedziurawione nakrycie głowy — o pół cala niżej, a byłbym nie zdążył napisać testamentu. Doye! słuchaj!... — zwrócił się do Holendra — odpłać ty im za moją stratę. Kapelusz kosztuje kilka dolarów.
A Doye już mierzył w sam czubek wyniosłej topoli, który chwiał się dziwacznie przeciwko wiatrowi.